Wczoraj dowiedziałam się, że - uwaga - jak mam ataki depresji, winnam rozmawiać z moim psem, bo on mnie wysłucha, choć gówno go będzie obchodziło wszystko, co powiem.
Dowiedziałam się tego od kogoś, kto był mi bliski, ważny i bardzo mi na nim zależało. Teraz rozważam, czy w ogóle ma sens próba mówienia mu o czymkolwiek. Na szczęście mam kilka cudownych osób w swej okolicy.
Poza tym, mja rpaca uświadamia mi, że ludzie to debile.
Awantura, że nie było zwrotu na konto na wysokość 14 złotych? Przyjdź do punktu zwrotu i się awanturuj. Ignoruję cię? Machaj szarą gazetą (Wyborcza, fakt) nad głową jak chorągiewką, choć możesz po prostu zrobić trzy kroki i powiedzieć, że prosisz o bycie skasowanym.
Po co. Lepiej drzeć japę, że gówno robisz, a twoje kierownictwo niech drze japę podwójnie, że wyniki chujowe, i musisz robić wszystko, by wyniki poprawić.
Czasem mam ochotę poprosić, by ta moja góra zeszła na dół i na miesiąc stanęła na moim miejscu. I wypróbowała swoje wszystkie "cudowne pomysły" i techniki. I plany. O tak, zwłaszcza plany miesięczne.
Choć pewnie nic nie wyciągną z tego.
Ale śnić na jawie można.
A poza tym, powinnam dać sobie spokój z kawą. I alkoholem. I zastanawianiem się, co ze mną nie tak, że żadnego faceta nie zainteresuję, a nawet jeśli zainteresuję, to tylko na moment, nim nie ucieknie na widok mojego sarkazmu. Niby jestem gejem, wolę facetów, ale jednak mój kochany przyjaciel-gej też mnie nie chce. Impas nie do przejścia.
Na szczęście mam kawę. Kawa nie zadaje pytań. Kawa rozumie, choć moje łydki już mi i bez tego robią awantury...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz